Katarzyna Nadolska, dla bliskich często Nadolek

Wychowana na maleńkiej wsi, potem na trochę większe jadłam wszystko i sporo ( żeby się zmarnowało). Na 100% zjadłam każde warzywo i owoc wytarte wyłącznie o trawę i spodnie (lub rajstopki ;), powąchałam polizałam każdego grzyba w lesie, ugryzłam każdy dziki owoc (na szczęście niektóre wyplułam 😉 

Od małego częstowałam innych tym, co ugotowała mama czy babcia, otrzymując za to uśmiechy wdzięczności i dobre słowa.

Najpiękniejsze wspomnienia mogę podzielić na dwie kategorie

Spotkania przy stole

…szczególnie te o poranku. Babcia wyjmowała ciepły chleb lub ciasto drożdżowe z pieca i zasiadałyśmy do stołu. Były też zupy: śniadaniowe, obiadowe, letnie i zimowe…! I Było gwarno, bo sporo nas było. Moja babcia ma 7 dzieci, ja jestem najstarszą wnuczką (i bronię swoich/samodzielnie nadanych praw z tego tytułu).
Wiecie jak wygląda Wigilia w takiej rodzinie? “Pełna chata” i “Domek na Prerii” to przy tym spokojne domostwa 😉

Włóczenie się po okolicy

Uwaga: stare drzewa czereśni są bardzo wysokie, a woda w rowach melioracyjnych na wsiach miewa naprawdę wartki strumień). Sprawdzanie, czy w okolicy nie ma Tomka Wilmowskiego, z którym można byłoby udać się w jakąś przygodę ( te i inne książki czytaliśmy zawsze na zmianę z dziadziusiem siadając przy stole przy którym potem toczyliśmy rozmowy o tych i innych przygodach bohaterów…

Czas studiów (nie jednych) w wielkim mieście Warszawie to czas:

  • wspólnych posiłków w Akademiku na Smyczkowej ( na korytarzu, we wspólnej kuchni lub pod drzwiami pokoi, zawsze w towarzystwie)
  • nauki przeplatanej pracą
  • wariackich deadline’ów w agencjach reklamowych